Historia jednego projektu
Jesteśmy zniesmaczeni wspólpracą z naszym projektantem - tym samym, który robił dla nas projekt domu.
Wówczas, zamiast obiecanych 1-1,5 mies. czekaliśmy na projekt 4 miesiące. Dostaliśmy go ostatecznie w tygodniu, w którym banki zaprzestały udzielania kredytów walutowych... ale cóż... jakoś przeżyliśmy... i chodziliśmy po bankach od wiosny do września prawie...
Tym razem, żeby wszystko przyspieszyć, sami zrobiliśmy projekt wiatraka i wysłaliśmy do sprawdzenia i korekty. Chodziło przede wszystkim o wielkość fundamentów. Wysłaliśmy całość W POŁOWIE STYCZNIA. Teraz mamy prawie KONIEC SIERPNIA a projektu nie widać.
Niestety, muszę przyznać, że jakikolwiek kontakt z właścicielem pracowni budowlanej z Pleszewa, panem Przemysławem B. nie ma sensu. Po 8 miesiącach czekania, proszenia, telefonów, nadal nie doczekaliśmy się zamówionego sprawdzenia i korekt naszego projektu. W końcu pojechaliśmy przez pół Polski do firmy. Umówieni z właścicielem, który nie raczył się pokazać. Zgodnie z obietnicą miał być w biurze wczoraj przez cały dzień, od 9 rano. Zadzwoniliśmy jeszcze 1,5 godz. przed naszym przyjazdem. Jechał na budowę i miał wrócić do tego czasu. Czekaliśmy na miejscu. Ale ile można czekać? Do wieczora? Pan Przemysław nie raczył odbierać telefonów.
Cały czas słyszeliśmy zapewnienia, że projekt jest gotowy i nawet 2 razy wysłany (wredna poczta nie przynosi tylko przesyłek od niego, nawet tych wysłanych za potwierdzeniem odbioru...?). Pracownicy, pytani o nasz projekt mówili, że nigdy nie było nawet takiego tematu. Zaczęło się robić ciekawie...
Po co było zwodzić nas od styczna do dzisiaj i zwalać na pracowników, że nie wykonują pańskich poleceń i nie wysyłają do nas poczty? Przykro mi, pozostał głęboki niesmak :-(
Mam nadzieję, że trafi Pan na tak samo słownych kontrahentów, czego szczerze życzę.