Lany piątek, lana sobota [20111111-12]
Odkąd zamknięto markety, święta w naszym kraju służą ostatnio chyba tylko pracom remontowym i żeby komuś obić facjatę (to takie nawiązanie do "tradycyji warszawskiej").
Nie inaczej było i w naszej okolicy... Marszu nie było (dzięki czemu wszyscy zaoszczędzili na krawcu i dentyście), za to niosło się po polach wesołe walenie młotkami.
U nas natomiast się lało... oj, lało...
Najpierw leciało nieśmiało:
Potem kapało ostrożnie:
Na koniec zaś lało się obficie:
Górna łazienka w 100% sprawna i oddana. Co nie znaczy, że wykończona na blachę... Co to, to nie...
Niektórzy wiedzą, a reszcie przypomnę, że zamówione latem komody pod umywalki i skrzynia nie dopłynęły w 1-szym transporcie. Może będą w okolicach Świąt... (najbliższych, mam nadzieję).
Magikami nie jesteśmy i umywalka wisieć w powietrzu nie chciała... (hmm... tzn. ja byłam chwilowo magikiem... zanim na dobre zostałam hurtownikiem - ale to dłuższa bajka i raczej z serii IT). Tak więc rodzinna Złota Rączka wyczarowała z okruchów stoliczek...:
Cóż, zostaje mi zrobić na niego jakąś firankę ;-)
Podsumowując ostatnie zakupy: panel kupiony, dostarczony i powieszony.
Krzesła jeszcze nie wyjechały.
Sypialnia 2 razy oblana farbą... jeszcze drobne poprawki, gdzie farba raczyła odejść z taśmą.
No i kartonów przybywa...
A Junior pyta: Zdążymy przed premierą Minecrafta?
Ot... kanciata codzienność...
I jak mam tu jeszcze wcisnąć "delegacyje do stolycy"?