Płytki i schody - stan na 20101214
1-
Płytki na górną łazienkę policzone i zamówione. Definitywnie wybrana podłoga. Kurcze... wybrałam i zamówiłam w ub. tygodniu oglądając je tylko w necie... W realu oglądaliśmy dopiero w poniedziałek wieczorem - w dodatku ciężko było sprawdzić w salonie, bo ścienne były w innym kolorze niż przez nas zamawiane... więc znowu poszło "na oko"... Stanęło na tym, że kupiliśmy 1 szt na przymiarkę i trzeba było oglądać przy normalnym świetle dopiero we wtorek... Na szczęście jest ok. Z jasnymi pasują na 100%, w kabinie - tak na 98%, a brakujące 2% znikną w cieniu ;-) Będzie gucio!
Rozmiar prawie ok., tzn. ściana 33x60, podłoga 45x45. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że "ścianę" oczywiście położę w poziomie :-D
Na razie zamówienie się kompletuje. Z Tubądzina jadą do salonu (albo już dojechały) 2 rodzaje płytek. Niestety obecnie nie produkują tych, które będą na kabinę :-( Potnę się na gillette, jeśli do 22,12 ich nie będzie... To nieprzekraczalny termin wysłania kuriera po transport... z Kalisza... a co! W końcu te 370km do sklepu to pikuś;-)
2-
Płytki na dolną łazienkę - dawno wybrane. Nie sposób ich zamówić, bo nie wiadomo ile... Wtajemniczeni wiedzą, dlaczego: nie mamy schodów, stąd nie wiadomo dokładnie jak pobiegnie ściana i ile płytek będziemy potrzebować... Nóż się w kieszeni otwiera po prostu, bo zamiast zrobić 1 zamówienie i puścić wszystko 1 transportem, musimy się rozdrabniać i znowu płynąć w koszty...
3-
Schody... temat rzeka.... jadą do nas miesiąc i dojechać nie mogą. Stoimy totalnie z pracami na poddaszu i już wiadomo, że podczas urlopu zamiast kłaść płytki w dolnej łazience i kończyć karton-gipsy na poddaszu, będziemy się gapić w sufit i łazić z kąta w kąt.
Dawno zapomnieliśmy o tym, żeby się spodziewać telefonu w stylu: słuchajcie, jedziemy, albo: sorry - nie zjawimy się...
Już mi jest głupio przed facetem, u którego zamawiałam noclegi dla ekipy. Bez przerwy dzwonię do niego jak idiotka i informuję: dzisiaj znowu nie przyjechali, więc odwołujemy noclegi... Ile tak można wystawiać kogoś do wiatru? Poprzednio za identyczny numer musiałam płacić za tydzień noclegów, gdy nikt nie przyjechał...
Chyba poproszę o wpis do Księgi Guinessa... Nie wiem czy wygra moja ekipa, czy "sławetny" Edyty...